piątek, 11 lipca 2014

~R-1~

Bezkresne, ciemne niebo zaczęło ukazywać swe uroki. Słońce wzbiło się na nie i rozjaśniło. Błękit oblał sklepienie, budząc całe Buenos Aires do życia. Pierwsze promienie Heliosa sprytnie przedarły się przez żaluzję Angeles i zaczęły ją oślepiać. Uchyliła powieki, zaraz potem szybko je mrużąc. Mruknęła niezrozumiale coś pod nosem i obróciła się na bok. Nie dane było jej kontynuować snu, Morfeusz ani myślał przyjąć ją ponownie do swojej krainy, przytulić ją i zabrać w swoich objęciach. Westchnęła i usiadła na aksamitnej, białej pościeli, machając nogami jak małe dziecko. Uśmiechnęła się i spojrzała w okno, które dalej było przysłonięte niebieską roletą. Podeszła i ją podwinęła. Wielka, ognista kula wpuściła swe promyki do sypialni Angie, nadając jej jasności i życia. Blondynka rozpuściła warkocz jaki miała zapleciony tej nocy. Złociste, pofalowane włosy spłynęły po jej ramionach. Zielonooka zachichotała. Tak po prostu... Podeszła do szafy i narzuciła na siebie białą bokserkę, którą wpuściła do jeansowych spodenek. Przewiązała materiałowym paskiem. Zasiadła przed 'toaletką' i rozczesała czuprynę, która była bujniejsza niż wcześniej. Podkreśliła swoje oczy i musnęła usta błyszczykiem. Wesoło zbiegła po schodach i znalazła się w jadalni.
- Dzień dobry.
- Promieniejesz, Angie, proszę pani. -rzekł właściciel domu - German.
Ona tylko zatrzepotała rzęsami. Jej pracodawca przygryzł wargę, nie mogąc oprzeć się urodzie guwernantki jego córki. W spokoju zjedli śniadanie. Zaraz potem złotowłosa wzięła swoją uczennicę i wymknęła się z nią do Studio On Beat w tajemnicy przed brunetem. Była jesień - początek roku szkolnego. Szła parkiem. Alejka była wyścielana róznokolorowymi liścmi, poczynając od brązowego, kończąc na żywej zieleni. Krople wody, które je zrosiły, mieniły się barwnie, oddając uroki tej pory roku. Delikatny wietrzyk opatulał twarz blondynki, niczym ciepły, acz delikatny letni szal. Czuła się błogo, podążając ścieżką, pośród charakterystycznie pachnących drzew. Zeschnięte liście 'chrupały' pod jej botkami, a ona śmiejąc się szła pod rękę z siostrzenicą. Jej promienny uśmiech onieśmielał, a słońce sprawiało, że jej włosy, przeplatane jakby złotymi nićmi - błyszczały. Subtelnie odgarnęła włosy z twarzy, wyglądała inaczej niż zwykle. Była roześmiana, co dodawało niebywałego uroku Angeles. Ukazywała co chwilę rząd śnieżnobiałych zębów, a jej kobiecy śmiech oczarował każdego mężczyznę, który przechodził koło dziewczyn. Przeczesała loki dłonią i spojrzała wysoko w niebo. Utonęła w widoku błękitnej przestrzeni, którą rozświetlało ogromne, oślepiające słońce. Przymknęła oczy i zachichotała. Spośród dębów i buków wyłonił się kolorowy budynek z równie barwnym szyldem, informującym o nazwie miejsca. W koło biegała roztańczona młodzież, przygrywając na gitarze czy flecie. Śpiew był aksamitny, delikatny, wszystko ze sobą współgrało. Niesamowita atmosfera tego miejsca sprawiała, że nawet największy gbur musiał się uśmiechnąć. Po chwili było słychać krzyki przyjaciół Violi, którzy powitali zarówno ją jak i swoją nauczycielkę śpiewu. Miękkim głosem, grzecznie odpowiedziała im i z uśmiechem nie schodzącym z twarzy - weszła do szkoły muzycznej. Podążyła prosto do niebieskich drzwi i pewnym ruchem pchnęła je. Zawiasy skrzypnęły, a jej oczom ukazał się Gregorio, który gorączkowo kłócił się z Pablo. Obaj mężczyźni darli koty od dawna. Pierwszy z wymienionych nigdy nie odpuszczał, zawsze musiał stawiać na swoim. Zaborczy, impulsywny i nerwowy - te trzy określenia idealnie opisywały nauczyciela tańca.
- Witam! -krzyknęła wesoło.
Dwie pary oczu skierowały się na nią. Dyrektor placówki podszedł do blondynki wolnym krokiem i delikatnie musnął jej policzek, szeptając: "Cześć". Przygryzła wargę i wywróciła oczami. Jego ciepły, rozgrzewający głos, sprawiał, że jej serce przyśpieszało.
- Co jest? -zapytał odwieczny przyjaciel złotowłosej.
Widział jak krwiste rumieńce powoli oblewają jej policzki, a jej oddech robi się nierównomierny i niespokojny. Zmarszczyła czoło i szybko zaprzeczyła, że jest wszystko w porządku. W pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk komórki Angeles. Zawstydzona zaczęła szperać w torebce. Ręce jej się pociły i trzęsły, ona dalej "ściągała" brwi i ocierając twarz wydobyła mobilne urządzenie. Odebrała.
- Tak, słucham? -powiedziała do słuchawki
- Angie, proszę pani... Jest z panią Violetta? -usłyszała głos swojego szefa.
Jeszcze bardziej się zestresowała. Jej policzki miały kolor dojrzałego pomidora. Westchnęła. Musiała znowu skłamać.
- N..nie -zawahała się. -...jest w toalecie, jesteśmy w centrum i...
- Dobrze. Wracajcie szybko. -przerwał jej i się rozłączył.
"Tak jest" - szepnęła już do siebie. Rozejrzała się po pokoju nauczycielskim w którym zjawił się trzeci mężczyzna. Bujna, kręcona czupryna, spływała po twarzy Roberto - nauczyciela muzyki. Na nosie miał czarne okulary, a przy szyi kolorową muszkę. W jednej ręce trzymał nuty, a w drugiej kanapkę z szynką i sałatą.
- J..ja- jąkał się. -Dzień.. Dzień dobry.
Był mało rozgarniętym człowiekiem. Zawsze się wahał i był bardzo zabawny. Nieostrożny i nieuważny również. To cechowało Beto. Zaraz za nim wszedł siwawy staruszek. Przetarł szkła, które miał założone i zlustrował wszystkich wzrokiem. Jego spojrzenie spoczęło na blondynce, do której promiennie się uśmiechnął. Niebieskie drzwi ponownie się otworzyły. Tym razem weszła kobieta. Blondynka z ogromnym kokiem na głowie, pieprzykiem przy górnej wardze posłała wrogi znak Angie. Ona tylko przygryzła wargę i powstrzymała się od kąśliwej uwagi. Jackie - bo tak miała na imię owa dziewczyna, była instruktorką tańca i uczyła choreografii na występy - prawa ręka Gregoria, chociaż nie dogadywali się najlepiej - tworzyli znakomite układy. Zielonooka westchnęła i spuściła wzrok, gdy zobaczyła jak siostrzenica Antonio zakręciła się przy Pablo. Poczuła palące uczucie w żołądku. Przeprosiła wszystkich i wyszła na korytarz. Oparła się o jedną ze ścian głównego holu i jej wzrok tępo utkwił w jednym obiekcie - wejściu do Studio. Jakby na kogoś czekała, kogoś kto powie jej, że będzie dobrze, że dyrektor placówki przejrzy na oczy, że zobaczy jaka jest Jackie. Stała i usiłowała się uspokoić, jednak jej dobry humor momentalnie wyparował - ulotnił się gdzieś pośród rozgwarzonej młodzieży, która nie zwracała na nią uwagi. Łza popłynęła po jej policzku, spuściła głowę. Ktoś momentalnie wytarł jej kroplę, okazał się to być German. Jej oddech przyśpieszył, chciała go jak najszybciej wyprowadzić z budynku. W tym celu pociągnęła go za rekę i wypchnęła na zewnątrz.
- Nie warto płakać przez miłość Angie, proszę pani. Co pani tutaj robi?
- Ekhm. -odchrząknęła. -...przecież Violetta ma zajęcia z fortepianu dzisiaj o.. Zaraz kończy! Muszę iść. Porozmawiamy potem, przepraszam.
Już miała odejść, gdy brunet kurczowo zacisnął palce na jej dłoni i przyciągnął ku sobie. -...w porządku. Pamiętaj - nie warto.
- A co pan tutaj robi? -zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem.
Czuł się jakby Angie miała rentgen w oczach, jakby znała go na wylot... Zaśmiał się.
- Przechodziłem i Cię zobaczyłem. Cóż.. Trudno nie ujrzeć pięknej, smutnej złotowłosej która jest naprzeciwko wejścia. -zachichotał.
Posłała mu sztuczny uśmiech i oddaliła się. Jednak zaraz potem poczuła czyiś oddech na szyi..
****************************
Rozdział 1 - czyli wprowadzenie do.. Niczego.
Taki - nijaki. Wiele nie wnosi, typowy wstęp do opowiadań, czyli mowa o niczym, dużo opisów, mało dialogów. Akcja się rozwinie pewnie koło 3 rozdziału. Zastanawiam się czy narracji nie zmienić, w tej trochę ciężko się pisze.
No nic. Komentujcie, to weny dodaje :)
Dwójka nie wiem kiedy poleci, nawet nie jest zaczęta.
 Saludo y beso.
~Klara

2 komentarze:

  1. Co do narracji - znasz moje zdanie. Duzo opisow? Cudownie! Mnie sie bardzo podobalo. Do nastepnego! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. german poprawia humor angie super genialne czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń